Pierwszy rzut oka na okładkę płyty, już trzeciej, tria z Londynu i pojawia się pytanie ? Co robi tu smutny Jurij Gagarin? To jedno ze słynniejszych zdjęć ?wypalonych? w podświadomości dzieci uczących się w latach ?80, przerobionych na impresjonistyczny obraz ?. Ten pierwszy trop to jak się okazuje baza dla całego krążka. Ten album to impresjonistyczna wersja muzycznych klimatów lat ?80. Ci którzy choć trochę posmakowali za sprawą rodziców, bądź tak jak ja, są miłośnikami popu z lat ?80 nie oderwą się od płyty ani na moment. White Lies nie powinni nawet zaprzeczać ,że nasłuchali się i nauczyli czerpać w sposób niesamowicie umiejętny i zgrabny z chyba najbardziej odkrywczego okresu w muzyce ? nazywanych przez złośliwców sweet? 80. To nie jest ordynarne zrzynanie mające na celu zdobycie wysokiej pozycji na listach przebojów za sprawą powracającej mody na te czasy. Każdy utwór jest niesamowicie pysznie sporządzony na nutę innego zespołu popularnego w latach ?80. Mamy tu i cudowne klimaty Tears For Fears , dramatyczne Alphaville, romantyczne A-ha, rockowo ostrzejsze Simple Minds, gotycko-mroczne The Cure a chwilami przestrzennie porozciągane dźwięki jak u Briana Eno czy z solowej działalności Brendana Perry. Harry McVeigh nadal śpiewa ze smutkiem a?la Ian Curtis , zresztą jest całkiem do niego podobny. Śpiewa swobodnie, z lekkim wycofaniem i delikatną dramaturgią , mocno i pewnie. Wyczuwalnie już manieryczny patos to rozpoznawalny walor świadczący o dojrzałości wokalisty.
?Big TV? jest najlepszym z dotychczasowych albumów White Lies, bo ma wszystko co w tym gatunku muzycznym jest najważniejsze ? fantastyczne melodie, już po pierwszym razie zapadające w ucho, świetnie skomponowane z tekstem piosenki, a każda z nich to potencjalny przebój . Na ?Big TV? jest 10 hitów i 2 instrumentalne przerywniki „Space I” i „Space II? . „There Goes Our Love Again” i „Goldmine” jakby żywcem wyjęty z najlepszych płyt Simple Minds z domieszką elektro patentów a?la Visage. „Be Your Man” i „Big TV”, to bez dwóch zdań klimat Tears For Fears . „Change” – absolutnie cudowna melancholijna ballada, której nie powstydził by się Briana Eno, a „Heaven Wait” to prawie Brendan Perry z płyty ?ARK? . „Tricky To Love” przyrządzony na podobieństwo klasycznego mroku The Cure, opartego na lekko zapętlonym wstępie fortepianowych niepokojących dźwięków i zgrzytliwych partiach basu oraz solowej histerii. „Getting Even” to kawałek A-ha lub Alphaville ? jeden z bardziej przebojowych. ?Mother Tongue? jest koktajlem ze wszystkimi dotychczasowymi cytatami , jest The Cure , Alphaville, Simple Minds i Tears For Fears w idealnych proporcjach , wspaniale wyważonych, pachnących świeżością i ogromnym potencjałem pozostania na dłużej w głowie. „First Time Caller” to jak napisana pod dyktando Mortena Harketa z A-ha najpogodniejsza piosenka na płycie.
Ta płyta będzie rywalizowała o listy przebojów z równie udanymi krążkami Hurts, Blackfield, Editors a będzie to bardzo wyrównana walka.
Marzy mi się spotkanie wyżej wymienionych z ich mistrzami, dzięki którym mogli stworzyć te wszystkie świetne kawałki i w sumie zająć ich miejsce. Tak, wyobraziłam sobie festiwal, albo nawet trasę koncertową kapel z nierzadko ponad 30 letnim stażem wraz z ich młodymi następcami. Marzenie ściętej głowy? Chyba jestem więc smokiem, któremu odrasta w miejsce ściętej głowy nowa i tak w kółko , bo ostatnio wszystkie moje dziwne marzenia spełniają się , czego i wam życzę.
P.S.
W listopadzie na koncertowych barierkach zawisną zahipnotyzowane chłopakami z White Lies i ich twórczością dziewczyny z Polski, a chłopaki będą mieli okazję poderwać te fajne dziewczyny, zupełnie tak samo jak bywało ponad 30 lat temu.
Justyna ?justisza? Szadkowska