Muzycy Dillinger Escape Plan przyzwyczaili nas już do systematyczności w wydawaniu kolejnych albumów. Pionierzy mathcore?u z czasem nieco odeszli od ekstremalnego grania, wprowadzając do swoich utworów więcej melodii, a nawet i partie fortepianowe. Podczas gdy Ire Works to małe odejście od pionierskiego stylu, a Option Paralysis to mieszanka hardcore ze spokojnymi wstawkami, tak One of usis the killer jest najłagodniejszą płytą z ostatniej trójki.
Album od razu atakuje nas agresywnym brzmieniem.Dwa pierwsze utwory, Prancei When I lost my bet, to kawałki typowe dla zespołu- połamane metrum, skomplikowane riffy gitarowe, mordercze tempo gry perkusisty, a do tego melodyjne refreny, które szybko zapadają w pamięć.Trzeci z kolei, tytułowy One of usis the killer, toDEP?owy kontrast, gdzie po łagodnej zwrotce następuje mocny, ale jednak bardzo ?piosenkowy? fragment. Mimo typowego ciężaru dla swojej muzyki, mathcore?owcy pokazują, że pisanie utworów, które z pozoru nie pasują do ich stylu, nie sprawia im trudności. Warto wspomnieć jeszcze o żywiołowym Hero of the Soviet Union, pokręconym Nothing?sfunnyczy instrumentalu, bo nagrywanie utworów, gdzie nie udziela się Greg Puciato, raczej nie zdarza się kapeli. Kawałek dobrze uzupełnia się z całością, i jest to chyba najbardziej połamany fragment albumu.
Dalsza część płyty jest pod względem kompozycji podobna, ale nie nużąca. Wręcz przeciwnie- 40 minut krążka mija zdecydowanie za szybko, a mimo ogromu energii i pomysłów muzyków mamy chęć na więcej. Mam wrażenie, że wiele fragmentów albumu jest o wiele bardziej, niż miało to miejsce na poprzednich nagraniach, inspirowana Meshuggah, a zwłaszcza ostatnim Koloss. One of usis the killerto płyta przebojowa, pełna świetnych refrenów i metalowego pazura. Muzycy nie kopiują starych rozwiązań, wciąż szukają nowych pomysłów, i jak widać (a raczej słychać)- udaje się im to doskonale. Ci, co szukali ostrego i ciężkiego grania, mogą czuć się zawiedzeni. Jednak dla mnie, po melancholijnych tegorocznych krążkach Wilson?a, Cave?a i DepecheMode album jest po prostu świetną odskocznią.
Krystian Łuczyński