Już na początku recenzji idę o zakład, że niewiele osób kojarzy opisywaną przeze mnie płytę, a tym bardziej kapelę. Specjalnie mnie to jednak nie dziwi, chociaż czasami zastanawiam się, dlaczego- mimo oryginalności, profesjonalnemu podejściu i tylu lat na scenie Macabre wciąż pozostaje raczej outsiderem na arenie metalowej. Trio, powstałe w USA w 1984 roku, do dziś wydaje albumy i koncertuje wciąż w tym samym, niezmienionym składzie.
Zespół jak każdy inny, przecież w środowisku metalowym wiele jest kapel, których line up nie uległ zmianie od początku, a przy niskiej popularności grają dalej. Z drugiej strony zespoły te w większości kopiują pomysły innych bandów lub ich styl przypomina coś, co już słyszeliśmy. Sprawa z Macabre wygląda zupełnie inaczej. Wiele źródeł utwierdza się w przekonaniu, że mieli wpływ na rozwój death metalu, ale po kilku latach zespół nieco zmienił swoją wizję muzyczną. Zacznijmy od tego, że trio określa swój styl mianem murder metalu. Nazwa pokrewna death, ale tylko jeśli chodzi o warstwę muzyczną. Największy potencjał Macabre tkwi właśnie w tekstach- ironicznych, , najczęściej opowiadających o seryjnych mordercach, z ogromną dawką humoru.
Opus magnum kapeli to zdecydowanie Dahmer, koncept album opowiadający o jednym z najbardziej brutalnych amerykańskich morderców, aresztowanym w 1992r. Jeffrey zamordował w ciągu 13 lat 17 mężczyzn, był kanibalem i nekrofilem. Myślę, że ten opis dobitnie ukazuje Dahmera. Macabre wykorzystali temat i stworzyli płytę bardzo spójną, momentami brutalną, ale przede wszystkim- przepełnioną ironią i czarnym humorem. Zespół bawi się tematem, świetnie ubiera drastyczność i makabryczność Dahmera w swych tekstach. Pierwszy kawałek na albumie Dog guts świetnie wprowadza nas w klimat i morderczą otoczkę kapeli, a poniższe kilka wersów idealnie odwzorowuje humor Macabre.
When Jeffrey Was A Boy
He Didn’t Like His Toys
Instead He’d Dissect Roadkill
Because That’s What He Enjoyed
Corporate Death, gitarzysta formacji, posiada naprawdę niezłe umiejętności wokalne. W wielu utworach przechodzi od screamu do growlu, grając przy tym skomplikowane partie. Trio przywiązuje wagę do perfekcji nie tylko w studio, ale też na scenie. Każdy z trójki muzyków stoi za mikrofonem i odgrywa swoje partie idealnie. Słuchając Dahmer zawsze wyłapuję skomplikowane przejścia perkusisty i jestem pod wrażeniem gitar, a zwłaszcza solówek. Wydawać by się mogło, że przy graniu z luzem, humorem technika nie idzie w parze, ale nie w tym przypadku. Wszystko, mimo przeważających szybkich temp z tremolo, jest poukładane, a kawałkom niczego nie brakuje.
Wracając do konceptu- zaczynamy od dzieciństwa Dahmera, dowiadujemy się o jego pierwszym morderstwie, przeprowadzinach z miasta do babci, wyrzuceniu ze szkoły, wstąpieniu do wojska, pościgu policyjnym itp. Wszystko to usłyszymy w kilku stylistykach, jak choćby thrash, death, grindcore, a nawet punk rockowej. Kompletnym zaskoczeniem może być dla wielu kawałek Jeffrey Dahmer and the Chocolate Factory, który jest? prostą rymowanką, choć z pewnością nie taką, którą chciałyby usłyszeć dzieciaki.
Do grupy jak i albumu mam ogromną sympatię. Nie wiem, czy mógłbym wytknąć płycie jakąkolwiek wadę. Możliwe, że przez specyficzne poczucie humoru i absurdalność wiele osób już na wstępie odrzuci pomysł przesłuchania wydawnictwa. Muzycy chcieli stworzyć coś oryginalnego, zasłynąć z pewnej tematyki i to im się udało. Nie znam drugiej takiej kapeli, a nawet jeśli zdarzy się jakiś naśladowca, to z pewnością nie będzie w tym choćby w połowie tak dobry jak Macabre. Jeśli zainteresowałem kogoś powyższą recenzją, to z czystym sumieniem polecić mogę poprzednie dwa wydawnictwa Amerykanów i koncertówkę. Zespół dla ludzi z dużym dystansem do otaczającego nas świata i lubiących ciężkie brzmienia.
Krystian Łuczyński