Pamiętacie jeszcze Carcass? Tak, ten sam zespół, który walnie przyczynił się do rozwoju grindcore i melodeath. Grupa reaktywowała się w 2007 roku, jednak skoncentrowała się jedynie na większych gigach i festach. Cisza studyjna została jednak przerwana dość niedawno i niespodziewanie, gdyż ostatni LP Carcass wydano w? ?96r., a materiał nie należy do najlepszych krążków grupy. Do Surgical Steel nastawiony byłem sceptycznie, a po kilku odsłuchach wciąż mam mieszane odczucia.
Krążek rozpoczyna trwające nieco ponad minutę intro1985, które odbiega od stylu grupy, a przez gitarowe riffy i melodie kojarzy się raczej z Arch Enemy. Skoro usłyszałem coś nowego, to dalej spodziewałem się kolejnych niespodzianek. Drugi z kolei Thrasher?sAbattoirriffami i grą perkusji przypomina dokonania zespołu z grindcore?owego Necroticism, mimo że do grupy dołączył nowy bębniarz. Po zaledwie dwóch minutkach iście thrash metalowej jazdy rozpoczyna się CadavarPouch? gdzie starzy słuchacze Carcass z pewnością skojarzą numer z melodyjnym Heartwork. Nie będę rozpisywać poszczególnie kolejnych kawałków, mimo że utwory różnią się dość stylistycznie od siebie. Wspomniałem, iż liczyłem na niespodzianki w związku z powrotem i długo oczekiwanym albumem. Niestety, poza interesującym wstępem dostajemy wszystko to, co słyszeliśmy już wcześniej. Myślę, że Carcass jest jednym z nielicznych zespołów, który tak umiejętnie łączy brutalność liryk z muzyką, zachowując przy tym melodyjność. Heartwork do dziś pozostaje wzorem dla kapel grających melodeath, a w gatunku rzadko pojawiają się płyty choćby dobre. Surgical Steel słucha się świetnie, choć cały materiał nie jest oryginalny. Zespół odegrał mieszankę swoich poprzednich albumów. Już za pierwszym razem, gdy krążek zaczyna się kręcić w wieży możemy usłyszeć, że każdy riff, zagrywka pojawiły się już wcześniej, są wtórne. Muzycy nie chcieli nagrywać kolejnego albumu, jednak zdecydowano się na to aż po siedemnastu latach. Można pomyśleć, że ciężko było przeskoczyć poprzeczkę jaką stanowią pierwsze dokonania zespołu i faktycznie- poziom nie został osiągnięty. Albumu słucha się mimo tego dobrze, choć jak wspomniałem, zespół stać na więcej. To tak jak z krążkiem 13 Black Sabbath, nagranym również po modnym ostatnio ?reunion?- niby ten sam poziom, te riffy, ale? to wszystko już było.
To jedyna wada albumu, zauważalna tylko dla fanów formacji. Osobiście, mimo wieloletniej sympatii do kapeli, chętnie i dość często słucham krążka. Powrót uważam za dość udany i myślę, że tak jak i wielu innych sympatyków kanadyjskiego Gorguts, czekam na kolejny w tym roku album death metalowy. Nawet i z ciekawości, który z tegorocznych powrotów przetrwa próbę czasu i okaże się najlepszy.
Krystian Łuczyński