Fani metalu w tym roku nie mają powodów do radości, gdyż poza kilkoma pozycjami na scenie nie dzieje się absolutnie nic, zwłaszcza w kręgu death i black („Kingdom of Conspiracy” Immolation to zdecydowanie spadek formy Amerykanów). Na szczęście po dwuletniej przerwie wraca Autopsy i? jak zwykle nie zawodzi.
„The Headless Ritual” od samego początku urzeka brzmieniem, świetnie nagrano i poddano obróbce wszystkie instrumenty, a wokal dobrze dopasowano pod względem głośności. Growl Reiferta jest jak zwykle obrzydliwy, a w połączeniu z partiami instrumentalnymi i tekstami tworzy wręcz cmentarną, okultystyczną atmosferę. Autopsy to przede wszystkim protoplaści połączenia styli death i doom, jednak nowy album obfituje w jeszcze większą dawkę melodii niż poprzedni, „Macabre Eternal”. Mimo tego krążek nie jest łatwiejszy w odbiorze. To typowe dla death/doom, iż potrzeba czasu, by album ?załapał?, i tak samo jest z tą płytą. Z początku nie zachęcał mnie do niej nie wokal, a wspomniana jego melodyjność. Jednak po którymś z odsłuchów kompletnie zmieniłem zdanie i już bez przymusu włączałem ponownie płytę. Najmocniejszymi punktami są dla mnie zdecydowanie She is a funeral (świetnie połączono tu zwolnienia z melodyjną grą gitar, zwłaszcza przewodni riff drugiej części kawałka szybko zapada w pamięć), Running From The Goathead i tytułowy, ostatni według tracklisty numer, któremu najbliżej do stylistyki zespołu z czasów „Mental Funeral”.
Wszystkie utwory, czyli okrągła dziesiątka, trzymają poziom i nie pozwalają na choćby chwilę znużenia nagranym materiałem. Jak na death/doom przystało, muzycy bardzo często zmieniają tempo gry, czasami zwalniając je do granic możliwości. Warto wspomnieć (gdyż może niektórzy o tym nie wiedzą), iż lider zespołu, Chris Reifert, prócz funkcji wokalisty w zespole również gra na perkusji. Połączenie rzadko spotykane, zwłaszcza w metalowym środowisku, jednak nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek mógł go zastąpić. Według mnie i Autopsy, i Abscess nie nagrało złej płyty. Tak jest i tym razem, a album z pewnością jest pretendentem do death’owej czołówki roku.
Krystian Łuczyński