Threshold – Klub Progresja, Warszawa 6 marca 2013 r.
To był już drugi występ brytyjskich progmetalowców w naszej Ojczyźnie. Powrócili po ponad trzech latach, promując swój najnowszy album March of Progress. Płyta jest świetna, zbiera bardzo dobre recenzje, ale niestety nie przekłada się to jeszcze na popularność zespołu. Po raz kolejny zagrali dla dość skromnej publiki, liczącej 150 – 200 głów. Ale ci, co odwiedzili Progresję, z pewnością nie żałują!
Termin „metal progresywny” jest bardzo pojemny, przez co niezbyt precyzyjny. Dla mnie jego kwintesencją jest scena amerykańska, a więc Fates Warning, Queensryche i Dream Theater. Na ich tle Threshold prezentuje się rasowo, w głównym nurcie stylu. Tło klawiszowe oraz partie wokalne przywodzą też na myśl nieco lżejsze zespoły rocka progresywnego z Wielkiej Brytanii z Marillion i Pendragon na czele. Tyle tytułem krótkiego wprowadzenia.
Jeszcze zanim artyści wyszli na scenę, zaczęliśmy równomiernie skandować Threshold, Threshold !! I tak było z naszej strony przez całe prawie dwie godziny: gromkie oklaski, machanie rękoma i głowami, śpiewanie refrenów, żywiołowa reakcja! Muzycy idealnie dopasowali się do wytworzonego klimatu, a rej wodził frontman Damian Wilson. Koncert rozpoczął się od Mission Profile z płyty Subsurface, co nieco mnie zaskoczyło. Sądziłem, że na pierwszy ogień poleci coś z nowej płyty. Tymczasem utwory z March of Progress znalazły się na koncercie jako … parzyste. Fajny pomysł na seta, łączący nowe i stare kawałki. Koncertowe wersje piosenek Thresholdów są zazwyczaj nieco dłuższe od studyjnych. A ponieważ progowe kompozycje nie należą do najkrótszych, na niemal dwugodzinny występ złożyło się zaledwie 14 numerów. Wynika stąd, iż nie udało się choćby musnąć każdej z dziewięciu płyt długogrających, by porównać, jak ewoluuje muzyka Threshold na przestrzeni 20 lat. W moim odczuciu, zmieniło się relatywnie niewiele: było bardzo dobrze i wciąż jest.
Wilson to wulkan pozytywnej energii. Frontman nie tylko zachęcał do śpiewania i oklasków, ale także organizował stage diving. Ludzie przybliżali się wówczas do siebie pod sceną a on rzucał się w tłum i był przezeń niesiony aż po soundboard. Damian musi lubić skoki w publikę, bowiem doprowadził do kilku edycji zabawy, a także zaprosił do niej Prezesa Progresji pana Marka. Nasz gospodarz nie czuł się chyba do końca przekonany do pomysłu, lecz z pewnością również mu się spodobało. Ale zabawy były jedynie miłym dodatkiem do śpiewu: głos wokalisty Threshold brzmiał bardzo czysto i znakomicie oddawał najróżniejsze emocje. To jeden z najlepszych i najwszechstronniejszych współczesnych śpiewaków rockowych, doskonale sobie radzący także w innych gatunkach muzycznych: wykonywał w musicalu Les Misérables główną rolę, Jeana Valjeana.
Z mojego miejsca na scenie wynikało, że drugim najbardziej zwróconym do publiczności członkiem zespołu był Pete Morten. Reszta artystów bardziej skupiała się na wykonywaniu swoich partii instrumentalnych. Ale wszyscy byli uradowani ze zgotowanego im przyjęcia. Po zakończonym występie muzycy od razu zeszli do widzów i każdy mógł poprosić ich o autograf oraz o pamiątkowe zdjęcie. Miły akcent na zakończenie pięknej muzycznej uczty!
Setlista:
- Mission Profile – Subsurface (2004)
- Don?t Look Down – March of Progress (2012)
- Hollow – Dead Reckoning (2007)
- Coda – March of Progress (2012)
- Part Of The Chaos – Extinct Instinct (1997)
- Colophon – March of Progress (2012)
- Pilot In The Sky of Dreams – Dead Reckoning (2007)
- Ashes – March of Progress (2012)
- Angels – Clone (1998)
- Staring At The Sun – March of Progress (2012)
- Long Way Home – Hypothetical (2001)
- The Rubicon – March of Progress (2012)
*****
- Light And Space – Hypothetical (2001)
- Slipstream – Dead Reckoning (2007)
P.S. Nie napiszę Wam niestety za wiele na temat supportów. Wszedłem w trakcie występu ostatniego z nich i przygotowywałem się do występu gwiazdy wieczoru przy barze.
Michał Buszewski