Niestety, dość rzadko w fabrycznym, słynnym przez ulicę Piotrkowską mieście, odbywa się dobry, metalowy koncert.
Zagraniczne gwiazdy ekstremalnego grania zazwyczaj goszczą w Katowicach, Krakowie czy Warszawie, skutecznie omijając
Łódź. Zakończenie trasy Serpent Sermon w Dekompresji to pozytywne zaskoczenie- muzycy zaczęli i skończyli tour w Polsce, w międzyczasie odwiedzając sporą część Europy.
Krystian: Wieczór rozpoczął się od melodyjnej dawki francuskiego death metalu. Forsaken World, bo o nich mowa, promowali
swój debiutancki krążek, z którego materiał odegrali tylko poprawnie. Bez specjalnych fajerwerków i energii, za to z precyzyjną techniką.
Zdecydowanym faworytem wśród support?ów okazał się dla mnie Dead Beyond Buried. Brytyjczycy, mając spore sceniczne
doświadczenie, zaprezentowali swoje starsze (typowo grind/death metalowe) oraz nowsze (deathcore?owe) utwory. Wokalista
już na samym początku złapał dobry kontakt z publiką, która ożywiła się pod sceną.
Aneta: Tymczasem na podium wkroczyła kapela Heaving Earth prosto z czeskiej Pragi. Zaprezentowali dość krótki, acz treściwy set o barwie death metalowej. Wokalista celowo, lub całkiem przypadkiem przywodził mi na myśl, nie tylko swoim
głosem, ale i aparycją, George’a Fishera z wszystkim znanej kapeli Cannibal Corpse.
W końcu nadeszła długo wyczekiwana przez wszystkich pora (ci bardziej nieciepliwi, a i mniej trzęźwi, skandowali „Immolation! „). Kolejny do zmasakrowania publiki zaczaił się ów wykrzykiwany zespół i rozpoczął się prawdziwy show.
K: Bez zbędnej konferansjerki, występ otworzył numer Close to a Word below i jako otwieracz kawałek spisał się idealnie.
Ten ponad 8minutowy, death metal?owy walec błyskawicznie pobudził publikę, która zaraz po pierwszych sekundach utworu
stworzyła morderczy młyn pod sceną. Immolation, mimo zmęczenia trasą, prezentowało się fantastycznie. Muzycy odgrywali
swoje techniczne partie idealnie, łącznie z wokalistą. Dla dźwiękowców należą się brawa za świetne i selektywne nagłośnienie
poszczególnych instrumentów. Solówki Vigny, stopa perkusyjna oraz growl Ross?a brzmiały czysto.
Immolation zagrało wiele szlagierów, tego wieczoru usłyszeć można było również Father, You?re not a father, Majesty and Decay, Dawn of Possesion czy Unholy Cult. Nie brakło czegoś z ubiegłorocznego Providence- What they bring.
Już z początku występu, po pierwszych dźwiękach Close?, zespół wywarł na mnie ogromne wrażenie. Niewiele jest kapel, a zwłaszcza grających ekstremalne gatunki metalu, które brzmią lepiej na żywo niż studyjnie. Klimat zagłady i zniszczenia kipiący z albumów kwartetu, daje się odczuć w jeszcze większym stopniu na koncercie. Wokal Rossa wręcz przeraża słuchacza, Przy niektórych partiach growlu udało mi się dostrzec wśród uczestników występu (mam wrażenie) podobne odczucia. Reszta kapeli porażała swoją nienaganną techniką, a zwłaszcza Vigna i Shalaty. Ta dwójka, wg mnie, to ścisła czołówka umiejętności w death metalu.
Najmocniejszy punkt koncertu to zdecydowanie No Jesus, No Beast. W tym kawałku zespół dał wykazać się wokalnie publice.
Mimo prostego założenia (Can you hear us/ death to Jesus) większość obecnych dołączyła do wokalisty, a wraz z kolejnymi utworami częściej wspomagali Dolana.
Po niezwykle udanym występie i pożegnaniu, zespół wspomniał o nowym albumie oraz trasie, która nie ominie Polski. Z
pewnością, przy najbliższej okazji, wybiorę się na ich koncert ponownie. I na bank- nie tylko ja.
A: Piekło rozpętało się na nowo, kiedy w osnowie gęstego dymu na scenę wkroczyli Szwedzi, aby porządną dawką black
metalu pokazać, że na równi z Immolation rozbroić publikę może i Marduk. Dekompresja zadrżała w posadach kiedy
muzycy zaczęli tę szatańską ucztę utworem tytułującym całą trasę, Serpent Sermon aby w następnej kolejności zaatakować
pochodzącym z przedostatniego albumu Nowhere, No-one, Nothing. Mortuus, znakomicie prezentujący się na wokalu,
dosłownie władał całą metalową bracią zgromadzoną w łódzkim klubie. The Levelling Dust oraz The Black Tormentor Of Satan
kontynuowały black metalową jatkę i nie dawały ani chwili wytchnienia. Co chwila wypełzające na scenę kłęby dymu wzmagały mroczny klimat, tak jak i On Darkened Wings , a i pełen agresji warkot Mortuusa sprawiał, że można było poczuć się jak gdybyśmy przyszli Slay The Nazarene. Chwilę później przyszedł czas na chwilowe odsapnięcie od miażdżących, potężnych dźwięków, gdyż w nastrój nieco spokojniejszy wprowadził publikę kawałek z najnowszej płytki Temple Of Decay, który, chociaż różniący się znacznie, idealnie wpisał się w cały set. Sielankowy klimat zburzył wulkaniczny Throne Of Rats, Deme Quaden Thyrane, niepozornie tylko z początku delikatny zaatakował z nieprzyzwoitą drapieżnością, aż w końcu pochodzące z nieco już starego demo Szwedów Within The Abyss, które wcale nie straciło na wartości. Marduk nie zrezygnował z rozstrzeliwującego (niemalże dosłownie) publiczność Baptism By Fire oraz Panzer Division Marduk, który okazał się być bezlitosnym, niszczącym wszystko ciosem. Na dokładkę istniała możliwość nie tylko wyplucia z siebie całego głosu, ale i duszy, kiedy rozbrzmiały pierwsze dźwięki Souls For Belial. Ale na tym się nie skoczyło. Wywołany ponownie zespół zaatakował With Satan And Victorious Weapons, a prawdziwą wisienką na torcie był utwór Wolves, przy którym, wydawać by się mogło, wyczerpaną już publiczność ogarnął istny szał.
Na tę apokalipsę łódzka publiczność czekała bardzo długo. Nie ma wątpliwości, że końcówka trasy zakończyła się, co tu dużo mówić, iście wybitnie.
K: Obie kapele dały świetny występ. Dopisała też publika, frekwencja tego wieczoru była dość duża, a fani przez cały czas
trwania koncertu pokazali, że brakuje im podobnych eventów w ich mieście. Miejmy nadzieję, że w niedalekiej przyszłości organizatorzy zaczną częściej uwzględniać Łódź przy podobnych trasach.
tekst: Krystian Łuczyński
Aneta Kotynia
foto: Przemek Sikora / MuzyczneObrazki.pl