6 grudnia dowiedzieliśmy się, że Judas Priest – brytyjska legenda heavy metalu zagra u nas ponownie.
Katowicki Spodek, trasa Epitaph, Metal Gods. 14 kwietnia br.
Po wspaniałym sierpniowym show nie wiadomo czego można się było spodziewać.
Relacja z festiwalu Metal Hammer 2011, gdzie zagrał również Judas Priest pod tym linkiem: http://www.darkechoes.com/artykuly/relacja-z-festiwalu-metal-hammer-2011/
Niektórzy uważali, że Judasi coś zmienią w setliście, ale tak się nie stało. Usłyszeliśmy dokładnie ten sam set. Od intra w postaci Battle Hymn i Rapid Fire z Metal Gods po Living After Midnight na koniec.
Ci, którzy Judaszów widzieli w zeszłym roku mogli przeżyć coś na miarę deja vu. Show opierało się na tych samych partiach, efektach, pomysłach. Choć zabrakło niektórych fragmentów scenografii sprzed roku. Przykładem tu może być spoglądające, ruszające się oko w Electric Eye.
Przed samym wyjściem Priestów na scenę zabrzmiał (jak na MHfeście) War Pigs Black Sabbathów. Znów zgromadzeni odśpiewali ten klasyczny fragment albumu Paranoid, wspomnianej grupy.
No i Battle Hymn zaczęło pomrukiwać i rozbrzmiewać do wejścia Rapid Fire. Na wejściu zwrotki opadła kurtyna i czadowa zabawa się zaczęła. Rapid Fire jak zwykle przeszedł w Metal Gods, w którym publiczność wtórowała: „meeetal gods”.
Po tym tracku Rob Halford powitał nas „again” ? ?Priest is here?. Dalej był Heading Out To The Highway (z Point Of Entry) i nowszy numer – Judas Rising (z albumu Angel Of Retribution 2005). Następnie przyszedł czas na rzeczy starsze, jeszcze sprzed lat 70. Łamacz gwiazd z Sin After Sin, niesamowity Victim Of Changes – świetnie przyjęte przez niemal pełny Spodek. Jeszcze z ?70 z pierwszej płyty (Rocka Rolla ’74) Never Satisfied i cover Joan Baez, przejmujący Diamonds And Rust ( pierwsza część wolna, akustyczna, natomiast druga czadowa).
Po ?diamentach i rdzy? Judasi zagrali Prophecy (z intrem Dawn Of Creation) z jak na razie najnowszego krążka – Nostradamus 2008. Oczywiście zgromadzeni fani wspólnie z Halfordem: ?I am Nostradamus?.
Muzycy zespołu zapowiadają już od jakiegoś czasu (np. na konferencji prasowej w zeszłym roku podczas festiwalu Metal Hammer ?11) nowy album. Ma on być klasycznie „judasowy”, dynamiczny, z mocną sekcją rytmiczną. Czyli mamy niemal pewność, że nie będzie to coś na miarę Nostradamusa – concept albumu.
Szalone pogo pod sceną dla mnie na dobre zaczęło się przy Night Crawlerze. Wtedy dostałem się wystarczająco blisko. Świetny numer, bardzo dobrze odegrany tego wieczoru. Jeden z moich ulubieńców z genialnej w całości płyty Painkiller ? 1990.
Potem był Turbo Lover. W wersji live naprawdę brzmi lepiej, bardziej metalowo. No i zaraz po nim Beyond The Realms Of Death (jeszcze jedna kompozycja z lat 70). Na ubiegłorocznym polskim koncercie był to chyba najpiękniejszy moment, tu również. Ahh? ta solówka Glenna. Notabene to chyba jego najlepsze solo w Judaszach.
Dla tych którzy widzieli ten show po raz drugi magia lekko zanikała, nie było już tego elementu zaskoczenia co do listy utworów, efektów. Po Beyond przyszedł, że tak się wypowiem ?minusik koncertu. The Sentinel został lekko zwalony. Gitarowo-riffowa fraza Glenna nie zabrzmiała poprawnie. Nie wiadomo dokładnie czym to było spowodowane. Możliwe, że pęknięcie struny czy błąd tremolo. Ale utwór przerwany nie został. Nastąpiła krótka pauza i Judas pojechali z Sentinelem.
Później Blood Red Skies (wspaniała kompozycja z albumu Ram It Down) i The Green Manalishi pozwoliły fanom pośpiewać z Robem. Zresztą w niemal każdym utworze wykonanym tego wieczoru publiczność dośpiewywała już 60 letniemu Halfordowi. Może nie zbyt wiele w Never Satisfied.
Po tym Priest zgotował nam czadowy kocioł mocy i energii w postaci Breaking The Law, niecałe 3 minuty. Rob nie zaśpiewał tu ani słowa, całość tego legend songa zaśpiewaliśmy my – zgromadzeni fani.
Kiedy skończyliśmy łamać prawo nasze uszy wsłuchiwały się w solo Travisa na perskusji, które przeszło w Painkillera. Tu również energia muzyków dała się we znaki fanom. Spodek się uniósł z: ?He is the painkiller This is the painkiller?. Utwór wyszedł muzykom bardzo dobrze, choć Rob śpiewa go już trochę inaczej, również w Blood Red Skies. Niestety wiek daję się we znaki i tych górek juz nie daje rady.
Następnie nadszedł czas na bisy. Zaczęło się od The Hellion, które oczywiście przeszło w Electric Eye z albumu Screaming For Vengeance. Jak wspomniałem wcześniej zabrakło w tym momencie spoglądającego-ruszającego się oka w wystroju sceny. Ale nie popsuło to efektu, najważniejsza przecież jest tu muzyka. Utwór zagrali mocnie, z czadem i werwą. Awesome?.
Gdy usłyszeliśmy ryk motocyklu – po raz drugi mogłem zobaczyć wjeżdżającego harleyem na scenę Roba. No i odpalili Hell Bent For Leather. A jakże, z naszym „śpiewem” przy refrenie. Dalej You?ve Got Another Thing Comin?, a przed nim wymiany wokalne Roba „yeah yeah” (nie wiem jak to fachowo nazwać), ale nam to nieźle wyszło. 🙂 Halford nałożył naonczas na siebie flagę Polski. Później zmiana kostiumu, a w You?ve Got Richie (w Judas Priest od roku) zagrał nam naprawdę niezłą solówkę.
Podczas imprezy można było zauważyć kilka pokoleń. Od ok. 10 letnich dzieci z rodzicami, 15, 16, 17 letnią młodzież, poprzez młodych 20,30 parolatków, aż po ludzi ok.50. Przed otwarciem bram Spodka nieźle szturmowali centrum Katowic. Ostatnim bisem był Living After Midnight. Wydłużona wersja. Najlepsze zakończenie tego koncertu jakie chyba może być. Cała płyta Spodka skacze i śpiewa. Nic dziwnego, że Judasi do nas wrócili po sierpniowym koncercie. Musiało im się się cholernie spodobać. Może tak faktycznie jest. I jeszcze powrócą za pół roku…?
Never say never 🙂
Serdeczne pozdrowienia dla: Artka z Krakowa oraz Marty
Łukasz Krawiec