Relacja z koncertu Architects.

Relacja z koncertu Architects w Krakowie

Dawno już nie byłem na koncercie, na którym w tak wyraźny sposób zawyżałbym średnią wieku. Cóż poradzić, gro publiczności przybyłej na występ brytyjskich gwiazd melodyjnego metal core to późne gimnazjum. Względnie wczesne liceum. Jednak gdy tylko muzycy wyszli na scenę, młoda publiczność dała takiego czasu, jaki rzadko widuje się nawet na death metalowych występach starych wyjadaczy.

Sceniczny show Architects to prawdziwa bomba energetyczna. Wybuch szaleństwa, niewiele ustępujący takim wariatom jak The Dillinger Escape Plan. Fani szczelnie wypełniający krakowski klub Fabryka (nowe, fajne miejsce na koncertowej mapie) tańczyli, skakali, wrzeszczeli i robili wszystko co można, aby nie być posądzonym o bycie sztywnym kołkiem.

Zresztą członkowie zespołu niczym im nie ustępowali. Ciężka, melodyjna muzyka Architects, pełna charakterystycznych zwolnień i kontrapunktowych wybuchów dynamiki, zachęcała do szaleństwa. Zwłaszcza, że muzycy mieli znakomity kontakt z publicznością. Na core’owych koncertach zresztą granice między tymi na scenie, a ludźmi pod nią często się zacierają, dominują wesołe zabawy w rodzaju stage divingu (tutaj ograniczone przez barierki i fosę z ochroną). Jeden moment był szczególnie genialny. W pewnej chwili na scenę został zaproszony fan, który przechwycił gitarę basową, wykonując w całości jeden numer zespołem. Co prawda bardziej skupiony był na poprawianiu zsuwających mu się z nosa okularów niż na grze, ale i tak mógł być z siebie dumny.

Architekci zagrali spory wybór materiału z wydanej przed dwoma tygodniami płyty ?Lost Forever // Lost Together?. Fani spisali się jednak na medal, śpiewając z grupą niemal wszystkie teksty. Podobnie było na koncertach supportów. Potęga internetu. Ciekawe ilu z nich ma album na półce?

Koncert potrwał nieco ponad godzinę. To był wystarczający czas na zmierzenie się z intensywnością zespołu. Na dłuższą metę taka muzyka mogłaby trochę męczyć i przytłaczać. Mimo to po zejściu muzyków ze sceny, fani jeszcze długo skandowali nazwę, mają nadzieję na ciąg dalszy.

Kilka słów o supportach towarzyszących na trasie. Jak pierwsi zaprezentowali się More Than Life, młoda brytyjska kapela, szturmem zdobywająca serca fanów gatunku. Ewidentnie duża część publiczności przyszła właśnie na nich. Występ był emocjonujący, jednak momentami w muzykę wkradał się chaos i ginął gdzieś ten trochę melancholijny klimat znany z albumów studyjnych. Może lepiej zaprezentowali by się podczas własnego wieczoru?


Northlane przylecieli z Australii, ale ich muzyka zdecydowanie nie podejdzie fanom AC/DC. Pokombinowane podziały rytmiczne, dużo elektroniki i unoszący się gdzieś duch nu-metalu w stylu System of a Down momentami mógł się podobać, jednak sprawiał wrażenie nadmiaru. Chciało się podejść do muzyków i zapytać o co im chodzi? Publiczność bawiła się jednak przednio i chyba liczniej niż na More Than Life.

Pochodzący z Nowego Jorku Stray from the Path grają tak, jak na kapelę z miasta narodzin najbardziej klasycznego hard core przystało. Konkretnie, ciężko i do przodu, bez żadnego ziewania. Odrobili lekcje od klasyków gatunku i tym samym wypadli na scenie bardzo przekonywająco.

Podziękowania dla organizatorów koncertu ? Knock Out Productions.

tekst: Igor Waniurski
wideo: youtube.com