The Australian Pink Floyd zagrali w Arenie ? 16.05.2013 Poznań

The Australian Pink Floyd zagrali w ARENIE ? 16.05.2013 Poznań

? pokaz sztucznych ogni dla gawiedzi czy upajające widowisko z legendą w tle?

_DSC0195Choć dodatek w nazwie THE AUSTRALIAN PINK FLOYD SHOW powinien mówić wszystko to jednak miałam nadzieję, że moje poprzednie wspomnienia z występu Australijczyków okażą się jakąś moją niedyspozycją? niestety to był po prostu SHOW.

 Postanowiłam zweryfikować wrażenia zwłaszcza, że miała być to trasa pod tytułem ECLIPSED BY THE MOON. Nie mogąc odmówić sobie wersji na żywo mojej ulubionej płyty, oraz faktu, że tym razem otrzymałam akredytację foto postanowiłam zmierzyć się z tematem.

Pierwszy zawód przeżyłam pod sceną , nie wiem czy to taktyka zespołu czy bezwiedne działanie oparte na rutynie, że fotografuje się tylko pierwsze trzy kawałki koncertu, ale były to trzy utwory bez światła na scenie, nie licząc czerwonych wiązek oświetlających plecy muzyków. Potem jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a raczej magicznych guzików oświetleniowca, scena utonęła w ferii barwnych wiązek świetlnych i tak było już do końca wieczoru. Liczyłam że może po zapowiadanej przerwie będzie można uzupełnić kolekcję zdjęć z bliska, niestety, pozostało fotografowanie z pozycji widowni, do ?fosy? już nie można było wejść?

Wróćmy jednak do samego koncertu.

Jest takie wydawnictwo trójmiejskiej formacji ?Gówno? o wdzięcznym tytule: „To nie jest kur** Pink Floyd”, które posłużyło kiedyś, jako podsumowanie wieczoru z TAPFS w sopockiej Ergo Arenie bodajże w 2011r. Jest tak trafione, że nie mogłam się oprzeć i przywołuję je w kontekście wieczoru w Arenie.

Nie chcę powiedzieć, że straciłam wieczór lub, że było beznadziejnie, to jedynie bardzo bezpośredni komentarz. To co _DSC0209zaprezentowali wczoraj The Australian Pink Floyd Show to raczej widowisko, które ogłada się niczym absolutnie ?wypasione? DVD i to w wersji blu-ray na dodatek na żywo!

 Kunszt odtwórczy i zacięcie w dążeniu do perfekcji w wykonaniu Davida Fowlera, Steve Maca i Colina Wilsona – może budzić i budzi podziw nawet samych członków Pink Floyd, ale przecież na KONCERCIE nie chodzi tylko o to. Słyszałam nawet ,że sam David Gilmour udzielił „błogosławieństwa” kolegom z antypodów i dał temu wyraz zapraszając ich na jakąś swoją rocznicową uroczystość. 

Miałam też mieszane uczucia , bo już po raz kolejny wiązki laserów, wizualizacje odtwarzane na okrągłym ekranie zaopatrzonym w reflektory odciągały uwagę od beznamiętnych twarzy muzyków, a nadmuchiwane maskotki były najbardziej ruchliwymi elementami na scenie podczas całego spektaklu. Ja szukałam po prostu muzyków grających koncert, a nie odtwarzających rutynowo wyćwiczone dźwięki plastikowych kukieł z zamrożoną mimiką na twarzach. Nie było kontaktu miedzy zgromadzonymi, a grającymi. Można zarzucić publiczności, ze nie śpiewała, że nie zbyt entuzjastycznie reagowała na swoje ulubione kawałki, może to dlatego, że pierwsza część to odtworzenie całej ?The Dark Side Of The Moon” ? a któż zna cała płytę na pamięć? No, ale po przerwie były już same hity!  Może jednak dlatego, że z odtwarzaczem DVD nie sposób wejść w interakcję? Może muzyka Floydów jest zbyt pompatyczna, może Australijczycy mają za dużo szacunku dla swoich mistrzów, a może to po prostu show i nic więcej? Nie chcę myśleć, że to wyłącznie dobry sposób na zarobienie przyzwoitych pieniędzy, bo okazuje się, że ludzie pragną przywołać wspomnienia choćby w taki sposób. Dziura pozostała po wszystkich Wielkich Nieobecnych wypełniana będzie występami coverbandów, projektów symfonicznych, wykonań w interpretacji i z udziałem, ale czy to źle? Nie, to po prostu zawsze taka impreza musi mieć znaczek „tribute to” i już!

_DSC0226Co do strony technicznej to z całym szacunkiem będę bić brawo dla akustyków i całej oprawy wydarzenia! Nareszcie mój „sprzęt” do słuchania, czyli zmęczone koncertowe uszy, nie zarejestrował wyłącznie buczenia i sprzęgania, lub odbijających się od ścian i dachu powracających dźwięków. Zważywszy na fakt, że Arena jest trudnym obiektem do nagłośnienia, opinie usłyszane zarówno od ludzi siedzących na trybunach jak i tych co pod scena były bardzo pozytywne.

Miałam to szczęście, że byłam na „prawie” oryginalnym koncercie Pink Floyd, prawie, bo już bez Rogera Watersa na trasie „PULSE Tour” Pink Floyd w 1994 , widziałam też  Rogera Watersa w trasie ” In The Flesh Tour” 2002 oba koncerty w Pradze. Można powiedzieć, że posiadam obraz całości i na Australijczyków, którzy ochrzcili się nazwą The Australian Pink Floyd Show powinnam była pójść dla jego dopełnienia, zrobiłam to i niestety chyba dlatego niesmak był tak duży.

Sześciu panów równie nieprzystojnych co oryginał, plus trzy panie chórzystki, oraz wszystko inne dopracowane w najmniejszych szczegółach. Basista śpiewa naśladując Rogera Watersa, gitarzyści wymiennie naśladują wokalnie Davida Gilmoura (instrumentalnie też!), i zabawa powinna być przednia. Światła, lasery, wizualizacje – bomba! Ale…no właśnie.

 Ci którzy oczekiwali na odwzorowanie oryginału też mogli się zawieść. Australijczycy nie wiem czy to rodzaj improwizacji , czy chęć odciśnięcia piętna swoich umiejętności na kilku utworach, ale zwłaszcza koncówki utworów brzmiały zupełnie inaczej niż oryginały. Ja nie potrafię dokładnie ich opisać, myślę, że tylko ci najbardziej oddani oryginalnej grupie potrafiliby powiedzieć co zostało zmienione. Czy to źle?

Wszystko zależy od tego czy idąc na show coverbandu oczekujemy wiernej kopii oryginału czy skupiamy się na całości przedstawienia. Nie można zatem zarzucić muzykom z antypodów, że nie są indywidualistami, bo tak jak aktorzy jednak chcą po swojemu przekazać ogólne znane treści.

Najsłabszym, okazał się występ wokalisty. Pozostali panowie gitarzyści, którzy naprzemiennie przejmowali rolę Gilmoura i Watersa spisali się bez zarzutu. Pan ALEX McNAMARA miał problemy z dośpiewaniem partii w rozbudowanych wokalizach, a przecież zarówno Waters i Gilmour wybitnymi wokalistami nie są. Moim zdaniem TAPFS powinni poprzestać na odwzorowywaniu utworów bez udziału frontmana. Tym bardziej, że przez większość koncertu wisi na statywie z mikrofonem z dość beznamiętnym wyrazem twarzy bez zajęcia.

 Zastanawiając się co na poznańskim koncercie The Australian Pink Floyd Show było do zapamiętania, możliwość _DSC0369_filtereduczestniczenia w show z jakich słynął Pink Floyd czy możliwość usłyszenia tej niezwykłej muzyki na żywo, pokuszę się o stwierdzenie, że jest to z pewnością bardzo indywidualna sprawa. Ja nie spotkałam się do tej pory z tak hermetycznym graniem, bez kontaktu z publicznością przez całe show. Z drugiej strony wizualno-dźwiękowa uczta o smaku niemal identycznym z naturalnym mimo wszystko przypada ludziom do gustu. Trzy godziny z 20 minutową przerwą na zmianę scenograficznych gadżetów mogła zadowolić nawet takich „starych” wyżeraczy koncertowych jak ja, z małym ale: należy potraktować taki wieczór jak uczestnictwo w odtworzeniu DVD na żywo.

 

Oto setlista: 

The Dark Side Of The Moon:

 

Speak to Me / BreatheOn the Run

Time

The Great Gig in the Sky

Money

Us and Them

Any Colour You Like

Brain Damage

Eclipse

Część druga po 20 min przerwie:
In the Flash
Sorrow
What do You Want From Me
Shine On
Coming Back To Life
Wish You Were Here
One of These Days
Comfortably Numb
Run Like Hell

 

 _DSC0390_filteredJeszcze jedno, frekwencja. Biletów ponoć już nie było, a ja upchnęłabym tak bez ścisku jeszcze z 500 osób, i byłaby jeszcze swoboda potrzebna dla norm bezpieczeństwa. Choć nie powiem bardzo sympatycznie stoi się na płycie gdzie można bez przepychania się przejść w dowolne miejsce. Może jeszcze jedna refleksja. Przyglądając się publiczności odniosłam wrażenie, że w większości to było nobliwe i snobistyczne towarzystwo. Rozchodząc się do swoich wybłyszczonych firmowych fur lub taksówek zrobili z Areny miejsce dla ?elit”, bo na takim koncercie trza się pokazać. Być może dlatego Australijczycy wciąż zapełniają sale dając pewien rodzaj spełnienia tym, którzy słuchali czarnych płyt, a teraz ani lata, ani chęci, a może przede wszystkim status społeczny, na zwyczajne koncerty chodzić nie pozwalają, a tak zawsze można w towarzystwie korporacyjnym rzucić od niechcenia :

– Ach, wyobraź sobie, że my wczoraj z Anielakami byliśmy na Flojdach?

– I jak było ?

– No ?  prezes też był , z żoną!

 

 Poniżej linki do fragmentów z mojej poprzedniej wizyty w Arenie:

http://www.youtube.com/watch?v=I3mmmZxXl6E

http://www.youtube.com/watch?v=xBngDwx-KtY

http://www.youtube.com/watch?v=U0c2YKntabk

http://www.youtube.com/watch?v=IK6z-BotLbs

http://www.youtube.com/watch?v=YPByPbDqvps

http://www.youtube.com/watch?v=Lu7eAyPfHEc

http://www.youtube.com/watch?v=bKBbx3EsUUw

http://www.youtube.com/watch?v=lYNNR5U69OY

tekst i fotosy: Justyna ?justisza? Szadkowska