Tommy Emmanuel w Łodzi, 10.11.2012

Sobotni koncert wirtuoza już niestety za nami? A mimo, iż minęło kilka dni, wciąż nie wiem, w jakie słowa ubrać swoje wrażenia po występie gitarowego geniusza. Popisy Tommy?ego widziałem i słyszałem wielokrotnie na jego wydawnictwach, w Internecie, czytałem opinie osób, które były świadkami występów Australijczyka, ale to, co zobaczyłem w łódzkiej Wytwórni, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Aktualnie muzyka instrumentalna, a tym bardziej gitarowa, straciła na popularności. Coraz rzadziej słyszy się o osobach niezwykle utalentowanych, które wciąż potrafią swą oryginalnością, pasją i ciężką pracą zainteresować wciąż malejącą grupę słuchaczy. A szkoda, gdyż Tommy jest idealnym przykładem artysty, który perfekcyjnie przekazuje emocje skromnym arsenałem instrumentalnym, w którego skład wchodzi jedynie gitara akustyczna.

Tego wieczoru Wytwórnia wręcz tętniła życiem. Około 15-20 minut przed koncertem, praktycznie wszystkie miejsca były już zajęte. Publika z niecierpliwością oczekiwała występu Adama Palmy, który został zaproszony przez samego mistrza do uczestnictwa w trasie. Gra absolwenta Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach mogła, a nawet musiała się podobać. Został on zapowiedziany jako gitarzysta jazzowy, jednak w trakcie koncertu przyznał, że uważa się za typowego rockman?a. Jestem innego zdania. Adam wyraźnie bawił się wieloma stylami, tj. country, jazz, blues. Oczywiście zaprezentował również rock?owy pazur, ale przeważały głównie style klasyczne.

Gitarzysta używa techniki fingerstyle, tzn. podczas występu nie tylko odpowiada za prowadzenie melodii, ale również tworzy podkład basowy, czego efektem jest wrażenie gry kilku instrumentów strunowych naraz. Zaprezentował kilka utworów, z naciskiem na najnowsze wydawnictwo 2012 (swoją drogą warte uwagi), a po około 30 minutach publika pożegnała go gromkimi brawami. Krótka przerwa, strojenie gitar, i nareszcie na scenie pojawił się długo oczekiwany artysta.

Tommy swój występ zaczął błyskawicznie. W ciągu kilku sekund przywitał się z publiką i chwycił za gitarę.  Po zagraniu dwóch- trzech utworów nasuwały się wnioski z gry Adama oraz gwiazdy wieczoru. I nie mam tu na myśli tylko techniki czy też doświadczenia, jeśli chodzi o instrument. Samo zachowanie i swoboda gry, luz, z jakim Tommy podchodził do występu, imponowały, wzbudzały podziw. Sam osobiście byłem pod wrażeniem, gdy gitarzysta bawił się muzyką podczas ogrywania arcytrudnych improwizacji. Widownia każdy utwór, a czasami i efektowniejsze zagrywki, nagradzała w pełni zasłużonymi brawami. Gitarzysta zaserwował nam kilka utworów słynnej czwórki z Liverpool?u oraz własne kompozycje. Kto zna jego kunszt, ten wie, czego można spodziewać się po grze Australijczyka. Dla nieobeznanych- nie bez powodu określiłem gitarę Tommy?ego skromnym arsenałem instrumentalnym. Tego wieczoru zwyczajny akustyk spełniał także rolę basu oraz zestawu perkusyjnego. Z pewnością nikt nie spodziewał się, iż zwykła gitara nie musi odpowiadać tylko i wyłącznie za melodię. The Trails, traktujący o rdzennej ludności Ameryki, okazał się? świetną solówką perkusyjną, która na pewno niejednego bębniarza wpędziłaby w kompleksy. Te kilka minut koncertu z pewnością utkwi na długo w pamięci uczestników występu. Artysta odegrał również m. in.  Secret Love, Blood brother, Little by Little, Country love i Hope Street, dedykowany G. Harrison?owi.

W przerwach między utworami publika usłyszała kilka historii z życia muzyka, w tym o genezie powstania soundtrack?u do pewnego australijskiego serialu czy o gitarach wirtuoza. Zgromadzeni przyjęli konferansjerkę bardzo entuzjastycznie, a Tommy chętnie dzielił się z nimi anegdotami.

Na koniec występu Emmanuel złożył publice życzenia świąteczne, odgrywając One Christmas Night. Po stworzeniu bożonarodzeniowego nastroju, dołączył do niego Adam Palma i wspólnie zaimprowizowali kilka utworów, w tym Polkę. Duet wypadł bardzo dobrze, a widzowie po około dwóch godzinach gry Tommy?ego wciąż nie mieli dosyć gitarowych popisów. W zamian za brawa w Wytwórni zabrzmiały bisy, a artysta obiecał kolejny koncert w Polsce w przyszłym roku. Trzymamy za słowo i liczymy na równie świetny występ!

Krystian Łuczyński