Acid Drinkers – La Part Du Diable

 Już trzynasty raz (nie licząc Fishdick?ów) weterani naszej rodzimej sceny serwują nam solidną dawkę mieszanki crossover?u i thrash metalu. Po wydaniu genialnej Infernal Connection, zespół chyba nie mógł przeskoczyć lub zbliżyć się do postawionej sobie poprzeczki. Wg mnie, aż do 2008 roku, kolejne krążki trzymały mocno średni poziom. Ot, płyty, które były dobre, jednak szybko potrafiły się znudzić. Dopiero krążkiem Verses of Steel Kwasożłopy powrócili do chwytliwego, charakterystycznego dla nich grania.

Acid Drinkers to kapela, która stworzona jest do koncertowania. Zdecydowanie lepiej wypadają na żywo niż studyjnie, a przekonać się o tym można dość często. Tytus i spółka to uznana marka w Polsce, ale za granicą posiadają jedynie skromną grupę fanów. Zawsze zastanawiałem się, dlaczego nie udało im się wybić u naszych zachodnich sąsiadów czy też Brytyjczyków. Każdy ich koncert to śmiertelny atak szlagierami w uszy słuchacza. Osobiście nie wyobrażam sobie występu Kwasożłopów bez Joker?a czy Backyard Bandit. Wracając do krążka?

La part du diable od początku, jak chyba każda płyta Acid?ów, serwuje nam szybkie tempo i mordercze riffy. Utwór nr 1- Kill the gringo– od pierwszych sekund sprawia, że nóżka wybija, a głowa potakuje do rytmu. Refren z pewnością okaże się nowym hitem koncertowym, prosty, skutecznie wwierca się w pamięć. A przecież to dopiero wprowadzenie do krążka?

Drugi w kolejności The Trick brzmi jak? Slayer, na zmianę z okresu Reign in blond i Undisputed Attitude. Myślę, że owe wrażenie opisuje cały album i, bynajmniej,  nie jest to dla wydawnictwa minusem. Inspiracje ?Zabójcą? z manierą wokalną Tytusa i grą reszty zespołu tworzą świetną, hardcore?ową sieczkę. Odnoszę również wrażenie, że płyta to też wymienione przeze mnie wcześniej Infernal Connection i Verses of Steel. Zespół połączył wybuchowość swojego opus magnum z dojrzałością ostatniego albumu, co zaowocowało o wiele lepiej wyważonym materiałem.

Solówki gitarowe? Bez zmian. Słuchając popisów Popcorn?a wciąż trzeba zbierać szczękę z gleby. Perkusja? Chwytliwa, nieźle komponuje się z riffami. Wokal? Manierę Tytusa nie każdy toleruje, ja jednak lubię jego głos i na La part.. wypada tak samo dobrze, jak na poprzednich wydawnictwach.

Nowością są teksty poruszające tematykę seryjnych morderców. Old Sparky i Bundy?s DNA lirycznie kojarzą mi się z Macabre– cholernie ciekawym i zdolnym zespołem z NY, którego wszystkie kawałki traktują właśnie nich. Interesujące posunięcie, jak najbardziej udane.

Acid Drinkers mogą dopisać do swojej dyskografii kolejną, mocną pozycję. Płyta kompletna, posiadająca praktycznie wszystkie pozytywy, od brzmienia po technikę, na chwytliwości i spójności kończąc. Jedyną jej wadą jest tylko monotonia. Jednak słuchając albumu raz na jakiś czas, nie powinien się szybko znudzić, może tylko zyskać na ocenie.

Krystian Łuczyński