I oto jest- kolejny krążek Candlemass. Już po raz jedenasty Szwedzi porywają nasze uszy w melancholijny, gotycki świat, pełen smutku i samotności. Niestety, w udzielonych wywiadach muzycy poinformowali, że to koniec ich przygód ze studiem, jednak wciąż chcą koncertować. Parę dni przed wydaniem albumu z zespołu odszedł wokalista, Robert Lowe. Mimo tego obietnice muzyków nie okazały się puste, a jego miejsce zajął Mats Levén.
Wracając do krążka- wyjadacze doom metalu wiedzą, że nowa płyta niczym ich nie zaskoczy. Ci, którzy zespół znają, nawet nie muszą czytać moich wypocin, ale nie należy traktować tego jako minus. Kapela od lat gra w bardzo podobnej stylistyce, nie wprowadza do swojej twórczości innowacji, a mimo to wciąż gromadzi nowych fanów.
Więc czego możemy się spodziewać po twórczości Szwedów? Doom metal to muzyka posiadająca raczej wąskie granice gatunku i ciężko doszukać się w niej jakiegokolwiek powiewu świeżości. Candlemass jako jedni z pionierów również wykorzystali już pomysły, kolejne albumy to podobne granie, które mimo wszystko porywa słuchacza.
Płyta to nieco ponad 50 minut bardzo wolnych, dołujących i mrocznych riffów. Gitara wraz z wokalem wysunięte są na pierwszy plan, a reszta jest nieco wyciszona. Tak naprawdę to 2 najmocniejsze strony albumu. Przez lwią część krążka riffy swą ciężkością potrafią wbić słuchacza w ziemię. Zespół przyspiesza jedynie momentami, głównie gdy grane jest przejście lub solówka gitarzysty, a te są naprawdę warte uwagi. Jak zwykle stoi za nimi technika, ale pozostają melodyjne. Muzyka szybko wpada w ucho i odnoszę wrażenie, że nie jest tak rozbudowana jak na pierwszych kilku albumach Candlemass. Zawarto na nich mniej tak melodyjnych fragmentów, utwory trwają kilka minut więcej. To drobne różnice, jednak widać, w jakim kierunku podążył zespół.
Moim zdaniem fani kapeli znajdą tu wszystko, za co cenią Candlemass. Mimo oklepanych schematów muzyka wciąż broni się sama i przede wszystkim- zyskuje wraz z każdym kolejnym przesłuchaniem. Polecam płytę również osobom niezaznajomionym z twórczością Szwedów.
PS: Warto zwrócić uwagę na podwójne dno tekstu ?Black as time?. Te słowa to piękne pożegnanie się zespołu z fanami.
?Time is short… time is endless
Time is linear but also a relative factor that
moves rather unnoticed form point A to B.
Time is a force not to be taken lightly….?
Krystian Łuczyński