Tesseract- Concealing Fate

Part I – Acceptance;  Part II – Deception; Part III – The Impossible; Part IV – Perfection; Part V – Epiphany; Part VI – Origin

 Wydawnictwo: Century Media 2010

 Amos Williams- bas, produkcja,

Jamie Postones- perkusja

James Monteith- gitara

Acle Kahney- gitara, produkcja

Daniel Tompkins- śpiew, teksty

 

Dzisiejsza scena math/metalcorowe’a w Wielkiej Brytanii nie zachwyca. Poza Fellsilent, Sikth, Malefice czy Monuments fani takiej formy prog metalu nie mają tam czego szukać. W dodatku pierwsza z wymienionych powyżej kapel zakończyła działalność rok temu, a jej główny członek postanowił  w innym składzie tworzyć nowy materiał pod szyldem TesseracT.

 

            Po wydaniu szeregu demówek muzycy ostatecznie skończyli pracę nad swoim pierwszym minialbumem.  Concealing Fate składa się z 6 spójnych, ciekawych kompozycji. Płytę otwierają dźwięki nieprzesterowanej gitary,a po dłuższej chwili słyszymy już całe instrumentarium z growlem wokalisty. Jest agresywnie, słychać, że muzycy często zmieniają metrum- to pierwsze, pozytywne wrażenie. Śpiew zależnie od tekstu oraz melodii jest raz czysty, raz „skrzekliwy”. Niestety, niektóre spokojne partie aż chce się przewinąć. Kontrast wokali to dobry pomysł, jednak jego wykonanie czasami woła o pomstę do nieba.

Jeśli chodzi o muzykę, jak już wcześniej wspomniałem- rytmy są połamane, mamy mnóstwo zmian metrum oraz tempa, gitary i bas wybijają się przed perkusję. Solówek na płycie jest garstka, ale skomponowane są na poziomie, pasują do konceptu albumu.

Tak naprawdę to typowo „djentowe” (określenie tego typu muzyki przez pomysłodawcę- gitarzystę zespołu Meshuggah) brzmienie, praktycznie nie różniące się od innych, pokrewnych grup. Nowością, czymś świeżym w tym gatunku, jest tu połączenie go z hardcore, deathcore, a nawet w poszczególnych momentach z thrash metalem. Mimo tych „łamanych” metrum zachowana jest też melodia. Niektóre fragmenty, w których słyszymy śpiew, mogą kojarzyć się z muzyką komercyjną- taką, z którą spotykamy się włączając radio czy tv. Zaleta czy wada- na to pytanie już każdy odpowiedzieć sobie musi sam, osobiście nie mam do tego zastrzeżeń (poza jednym utworem).

Teksty opierają się na uczuciach, problemach psychologicznych, tworzą spójną historię. Ciekawym zabiegiem jest tu powtarzanie ich fragmentów w różnych utworach, przy innym akompaniamencie oraz wykonane inaczej przez wokalistę. To sprawia, że muzyka się nie nudzi, a kompozytorzy udowadniają, że nie brak im pomysłów.

Niestety, płyta jest trudno dostępna w Polsce. Żaden rodzimy dystrybutor nie pokusił się o wydanie epki. Szkoda, myślę, że krążek cieszyłby się powodzeniem wśród fanów takich brzmień.

Warto dodać, że muzycy niedawno nagrali album długogrający. Chętnym odradzam kupno owej płyty- znajduje się na niej 6 utworów z recenzowanej przeze mnie epki plus kilka nowych nagrań, wg mnie niewartych uwagi. Lepiej posiadać ten krążek za mniejsze pieniądze niż omijać utwory zawarte na „One”.

 

Ocena –  8/10

Krystian Łuczyński