Relacja z Hellfest 2016

Hellfest od wielu lat uchodzi za jeden z najepszych europejskich festiwali metalowych. Ponad dziesięć lat tradycji. Sześć scen na których co roku występonuje ponad sto zespołów. Koncerty ogląda ponad sto tysięcy widzów. Nie inaczej było podczas ostatniej edycji festiwalu.

Trzy czerwcowe dni we francuskim Clisson są co roku świętem muzyki metalowowej. Tysiące ludzi nie przyjeżdżają jednak aby podziwiać okoliczne zamek czy urokliwe miasteczko. Ostatnia edycja była tym bardziej interesująca pod kątem gwiazd i pozostałych zespołów.

Niewątpliwą gratką był występ Black Sabbath, legendy, która żegna się ze sceną serią koncertów, które potrawją do początku pryszłego roku. Choć Sabbaci grali w tym samym miejscu raptem dwa lata temu, to chyba nikt nie narzekał na możliwość pożegnania z zespołem w tak godny sposób. Kolejną legendą, która nie żegna się ze sceną a na nią wraca jest Rammstein, którzy dali pełn ognia (dosłownie i w przenośni), pamiętny występ. Trzecią gwiazdą, trochę nieoczekiwaną, byli Amerykanie z Twisted Sisters.

Koncert na Hellfescie uporządkowane są w sceny tematyczne: deathmetalowa, blackmetalowa, stoner / sludge, punk / hardcorowa i dwie sceny główne. Tak pomyślany układ pozowala na skupienie się na interesujących nas gatunkach, bez tracenia czasu na bzdury. Oczywiście, ci którzy oczekują różnorodności, trafili na właściwe miejsce i mogą poznać muzykę, która na co dzień nie trafiłaby do ich odtwarzacza.

Wielu ucieszyła solidna reprezentacja kapel doom / stonerowych, takich jak Fu Manchu, Kadavar, Kvelertak, Earth czy Kylesa. Okupowały przeważnie scenę Valley, skupiająca się na takich klimatach. Wszystkie te zespoły są na fali wzrostowej, toteż możliwość doświadczenia ich w takim składzie była zacna.

Nieźle trzymają się gwiazdy, których nazwa na plakacie została wymieniona nieco tylko mniejszą czcionką niż brytyjskie i niemieckie legendy. Megadeth wydali ostatnio niezłą płytę, która może nie równa się z najlepszymi rzeczami z przeszłości, ale jest najlepszym albumem od ponad dekady. Slayer, tu sytuacja podoba, być może ostatnie dokonania studyjne ni ziębią ni grzeją, ale na żywo to nadal jest potęga. Szwedzki Ghost w szybkim tempie zmierza do pierwszej ligi (a może już w niej jest?), a oglądanie tej kapeli na żywo zawsze jest przyjemnością. Kiedy doczekamy się nowej płyty Kinga Diamonda? Nie wiadomo, ale wysłuchanie mrożących krew w żyłach opowieści o Abigail daje dużo radości.

Dużo dobrego dzieje się ostatnio w thrashu, gatunek chyba zaczyna się powoli odradzać. Reprezentacja w postaci Testament, Anthrax, Over Kill, Terrorizer czy Sacred Reich była tego najlepszym dowodem.

Nie zabrakło black metalu, kolejnego z gatunków, w których ostatnio dużo się dzieje. Były gwiazdy, takie jak Dark Funeral, Abbath czy Marduk, ale i zespoły o mniejszej popularności: MoonsorrowPrimordial, Taake czy Dark Fortress.

Trzy dni festiwalu wypełnionego kilkunastoma godzinami decybeli mijają zadziwiająco szybko. Człowiek jest potem zmęczony, zmizerniały ale szczęśliwy. W końcu nie ma nic lepszego od doświadczania muzyki na żywo a bogactwo różnorodności, jakie oferuje Hellfest, powoduje, że chce się wracać na festiwal co roku.

Zapraszamy do obejrzenia galerii z wydarzenia.