Serj Tankian – Harakiri

Podczas gdy fani System of a Down wciąż czekają na nowy album kwartetu z Ameryki, charyzmatyczny multiinstrumentalista, wokalista, a jednocześnie poeta poświęca czas solowej karierze.

Każdy z członków SOAD posiada zupełnie różne gusta muzyczne, od ekstremalnej formy metalu do rapu. I tak właśnie gitarzysta, wraz z perkusistą, pozostali przy podobnej stylistyce (Scars on Broadway), a basista udziela się w wielu projektach hip-hopowych, również solowo. Słuchając ich pobocznych dokonań doszedłem do wniosku, że to właśnie Serj był największym atutem, motorem napędowym SOAD. Muzyk stał się jedną z najważniejszych postaci ostatnich kilku lat, podjął współpracę z wieloma artystami, a kolejne jego dokonania ocenia się pozytywnie. I w przeciwieństwie do swoich kolegów z SOAD- świetnie wypada nie tylko w studio.

Elect the Dead, czyli debiut Serj?a, to udane odejście od charakterystycznego stylu Amerykanów. Krążek cechowała rock?owa chwytliwość, kawałki skomponowane zostały w podobny sposób, jednak są one samodzielną pracą Tankian?a. Ormianin wyraźnie inspiruje się pop?em, dodając do tego przesterowane gitary i proste linie sekcji rytmicznej. Z kolei Imperfect Harmonies zaskakuje nas ?poważniejszym? podejściem do muzyki, poprzez dodanie do utworów orkiestry i ogólną, bardziej rozbudowaną koncepcją utworów. Artysta wciąż jest głodny pracy i pomysłów, a najnowszy solowy album potwierdza jego pozycję na rynku muzycznym.

Harakiri to trzynaście prostych, rytmicznych i cholernie chwytliwych kawałków. Już od pierwszych sekund krążka słyszymy punk?owe inspiracje, czyli ciężkie, brudne gitarowe riffy i szybką grę perkusji. Bas często wysuwany jest na pierwszy plan, co dobrze zgrywa się z resztą instrumentów. Oczywiście, jak na płytę wokalisty przystało, największą zaletą krążka są teksty i śpiew. Liryki opowiadają o filozofii, miłości i rzecz jasna, o polityce. Nowością u Tankian?a jest temat ekologii, poruszany w utworze tytułowym. Polecam obejrzeć teledysk, który nieźle zgrywa się z muzyką. A sam tekst to oryginalne podejście do owego tematu.

Po dwóch czy trzech przesłuchaniach wiele fragmentów albumu zapada w pamięć. Największą tego zasługą są refreny wielu utworów, które wsparte wokalem Serj?a wprost wwiercają się w głowę. Wiele kawałków z miejsca, bez chwili zastanowienia, wybrałbym jako singiel. Jedynie końcówka albumu, ostatnie 10 minut, jest zdecydowanie słabsza i kiepsko zgrywa się z jego początkiem.

Płyty solowe mają to do siebie, iż z reguły artysta promuje krążek jednym , góra dwoma hitami komercyjnymi, podczas gdy reszta to kompozycje gorsze. Harakiri nazwałbym wyjątkiem potwierdzającym regułę, krążkiem idealnie pasującym do przesłuchania w drodze do pracy lub jako muzykę, która często towarzyszy nam podczas codziennych zajęć.

Krystian Łuczyński