Rush – Clockwork Angels

RUSH przyśpiesza po raz 20!

Kanadyjscy giganci hard/progressive rocka 12.06.2012 roku przypomnieli, że ?Snakes&Arrows? nie było ich ostatnim słowem.  Longplay ?Clockwork Angels? powstawał od 2010 roku, więc panowie Geddy Lee, Alex Lifeson oraz Neil Peart mięli dużo czasu, by dopieścić materiał. Premierę co prawda przesunięto, ale fani doczekali się kawałka naprawdę krwistego albumu z interesującą historią w tle.
Bo płyta to nie tylko muzyka, ale inspirująca podróż do świata Voltarie i ?Kadndyda?, bezpośredniej przyczyny powstania sarkastycznych tekstów z filozoficznym zacięciem.  Dwanaście utworów na płycie, to niecała godzina muzycznej przejażdżki. Rozpoczynamy ją od ?Caravan?, jednej z lepszych piosenek na płycie. Pełnej soczystych dźwięków i znajomych dla ucha melodyjnych przejść. Mocna sekcja perkusja i bas dodają pikanterii. Wybrany jako singiel świetnie prezentuje ?nakręcony? materiał. ?BU2b? jest pięciominutowym wystrzałem gitarowych dźwięków. Tytułowy utwór, ?Clockwork Angles?,  składa się z kilku warstw, z których najciekawszą dla mnie jest ta pełna współbrzmienia gitary i perkusji. Momentami garażowe brzmienie, oddalony wokal , który momentalnie przechodzi w wyczyszczoną, superprodukcję. To połączenie dwóch światów daje mistrzowskie siedem minut. Jedne z najlepszych numerów na krążku.
?Anarchist? jest utworem pozornie prostym, melodyjnym.  To niemalże hit radiowy, a  już na pewno doskonale sprawdzający się kawałek do jazdy samochodem.  Znów słychać świetną pracę bębnów.  Krwiste i nieco mroczne ?Carnies? zabiera słuchacza w świat szalonego karnawału, magicznych świateł i cygańskich dźwięków. Precyzyjnie, choć momentami przewidywalne. Natomiast ?Hello Effect? jest niezłą podróżą do końca lat 80?. Rush brzmi klasycznie, melodyjnie i romantycznie. Niemalże pewniak koncertowych uniesień, także w klasycznych aranżacjach. ?Seven Cities of Gold? to zawrotna mieszanka tempa, kakofonii dźwięków, z których wyłania się doskonały, nieomal klasycznie hardrockowy riff. Chyba moja ulubiona kompozycja. ?The Wreckers? to kolejny utwór mający wielkie szansę na komercyjną karierę. Przyjemne brzmienie, delikatna wokaliza i niemal słodkie, popowe dźwięki.
Kolejne ponad siedmiominutowe dziecko Rush ? ?Headlong Fight?.  Oto znów opowieść o podróży w bardzo smakowitym sosie. Doskonałe intro z chropowatą gitarą, a później fantastyczny efekt ?kaczki? współbrzmiący z szybką perkusją. Gratka dla fanów klasycznego brzmienia. Najsłabszym ogniwem, jak dla mnie, jest ?Wish Them Well?. Poza rytmiczną, przebojową gitarą nie słyszę niczego nowego, ale? jest to doskonałe rozczarowanie przed baśniowym, onirycznym ?Garden?. Cudowne zwieńczenie historii młodego chłopaka, który podróżując w swym dziwnym statku odkrywa smaki i zapachy całego świata. ?Ogród? pełen jest słodyczy, feerycznych przejść i zapowiada piękny happy end. Z całą pewnością to najbardziej czarowna i harmonijna piosenka na krążku.
I choć panowie są na scenie niemal 40 lat, to z wielką przyjemnością wsłuchuje się w najświeższe dźwięki. Oczyma wyobraźni widzę, a w zasadzie słyszę, materiał z albumu na scenie zagrany z wielką orkiestrą symfoniczną. Póki co polecam gorąco podróż z RUSH. Jest pięknie.

PS: Niepiękna jest jedynie okładka. Ale to naprawdę szczegół.

Milena Paciorak