Immolation – Close To A World Below

Amerykański kwartet stał się już legendą brutalnego death metalu. Niewiele zespołów  potrafi systematycznie wypuszczać płyty, które trzymają tak wysoki poziom.  Każdy album Immolation to potężna dawka agresji, podana w ogromnej ilości połamanych riffów, w różnych tempach.

?Didn?t you say?  Jesus was coming??

Powyższe słowa otwierają Close to a world below, po czym? nasze uszy atakowane są przez idealnie ukręcone, ciężkie brzmienie instrumentów. Nigdy wcześniej, na jakimkolwiek innym albumie, nie spotkałem się z tak genialnym i mocnym rozpoczęciem. A dalej jest jeszcze lepiej.  Każdy następny utwór pasuje kompilacyjnie do całości (mimo ogromu motywów). Gra instrumentów budzi u mnie skojarzenia z wizją końca świata, całkowitą klęską ludzkości. I nie bez powodu- teksty oscylują głównie wokół religii, jak i moich przypuszczeń. To typowe dla tego gatunku muzyki, jednak zachęcam do ich przeczytania- zdecydowanie różnią się od liryk black metalowych kapel, uważam je za lepsze, i z pewnością oryginalne. Wystarczy tylko spojrzeć na okładkę lub tytuły kawałków i łatwo można się domyślić, o czym traktuje Father, you?re not a father czy Higher Coward.

Na tle muzyków najlepiej wypada gra perkusisty. W każdym utworze zadziwia techniką i pomysłowością, Jego przejścia często tworzą, wraz z resztą kapeli, zabójczą ścianę dźwięku, która nie ma zamiaru zwolnić. Oczywiście bas i gitary nie odstają poziomem. Muzyka jest bardzo techniczna, szybka i przede wszystkim- ciekawa. Album to 8 dynamicznych, równych kawałków. Za każdym razem, gdy słucham tej płyty, odnajduję w niej nowy motyw, zagrywkę. Muzyka jest niezwykle rozbudowana, partie rzadko się powtarzają, a tempo jest po prostu oszałamiające.

Immolation z pewnością jest kapelą, która na przestrzeni lat wypracowała swój styl i brzmienie. Warto dać jej szansę, najlepiej zaczynając od tego albumu. Nieczęsto możemy usłyszeć death metal w takiej formie, w jakiej gra go ten kwartet.   Jak dla mnie- czołówka gatunku, jedna z najlepszych metalowych płyt ostatnich kilku lat.

Krystian Łuczyński