Children Of Bodom – Halo Of Blood

Children-of-Bodom-Halo-of-BloodChociaż długą zimę już dawno mamy za sobą i większość z nas zapomniała co to śnieg, znad jeziora Bodom dotarł do nas kolejny zimny front. Na szczęście chłodny z pozoru, gdyż tylko okładka nowego albumu Children Of Bodom mrozi swoim zimowym wyglądem. HALO OF BLOOD ? ta nazwa ostrzega nas i możemy mieć pewność, że w tym, co znajduje się na krążku, będzie się działo.

Co do tego jaki będzie nowy album Finów krążyło wiele podzielonych domysłów. Mówili, że po ostatnim wydawnictwie z 2011 roku, „Relentless Reckless Forever”, chłopaki z COB nic ciekawego już nie wymyślą, płytka okazała się klapą, nie była wystarczająco ?bodomowa?. Słyszało się też inne głosy, które szeptały, iż Alexi i ekipa wrócili do starych korzeni rodem z „Hatebreeder” czy „Follow The Reaper”. Którzy mieli rację?

Morderca znad Bodom czai się na słuchaczy już przy pierwszym kawałku. Z początku dostajemy po uszach szybkim kawałkiem Waste Of Skin. Atakuje nas tam typowa dla COB gitarowa melodyjka, rytmy galopują i sprawiają, że nie możemy doczekać się na kolejne uderzenie. No, i teraz mamy do czynienia z tytułowym kawałkiem  – Halo Of Blood. Bębny na szybkim obrotach i gitary, które tną niczym brzytwy. O tak, na takie przyłożenie czekał każdy fan Children Of Bodom. Dużą robotę zrobił tutaj Jaska Raatikainen na bębnach, bo perkusyjna nawałnica ciska słuchacza prosto w odmęty jeziora Bodom. W sam raz żeby w nich popływać nadaje się Scream For Silence. Jest nieco spokojniejszy (mi przywodzi na myśl numer Angels Don?t Kill) i oczarowuje klimatycznym wdziękiem. Pachnie starym Children Of Bodom.

Transference. Kawałek, który jako pierwszy wyrwał się z płytki, powstał też do niego klip (warto nadmienić, że nakręcony był w Polsce). Transference to groźna kompozycja z zabójczym gitarowym motywem, łupu-cupu na perkusji i klawiszami Janne’a Wirmana, które spinają klamrą całą kompozycję zarazem idealnie wpasowując się i współgrając z gitarami Laiho i Latvali. Pora na następny cios kosą ? Bodom Blue Moon (The Second Coming). Dobry, przeciętny kawałek, dość szybki, gdzieś w tle przemykające klawisze no i ten wokal. Co jak co, ale Laiho na tej płycie nie poleciał w kulki i słychać, że jak najbardziej jest w formie. Wspomniałam na początku o powrocie do korzeni i tak dzieje się w kawałku Your Days Are Numbered. Zalatuje tutaj trochę płytką „Hate Crew Deathroll”, trochę „Hatebreeder”. Ten utwór to swoisty czołg, który ma za zadanie przemielić słuchacza i przygotować na nowość. Nowość, bo Dead Man?s Hand On You jest najwolniejszą piosenką COB jaka kiedykolwiek powstała. Przyznam, że to mój faworyt na płycie. Chłopaki zaczynają od spokojnej melodii, a głos Laiho wypowiadający tekst jest tak przeszywający, że w połączeniu z melancholijnymi riffami tworzy zatrważającą ucho i serce kompozycję. Damage Beyond Repair jest trochę inny niż reszta, może najmniej ?bodomowy? chociaż i tutaj potężne gitarowe brzmienie przeplata się z harmonijnymi, szybkimi wstawkami w stylu Laiho. Dla tych, którzy byli spragnieni czegoś w stylu Follow The Reaper jawi się utwór All Twisted. Rytmiczny, trochę taki do poskakania i wymachiwania łepetyną, klawiszowa solóweczka, po porostu nic tylko schrupać. To znaczy słuchać.

Zbliżamy się powoli do końca bodomowej masakry i tutaj zaserwowany mamy kawałek One Bottle And A Knee Deep. Niepozorny, ażeby zmylić słuchacza zaczyna się spokojnie by za chwilę zrobić ŁUP totalnie gitarowymi partiami. Czy to już koniec? Skądże znowu, morderca z Bodom wcale nie ma dość i czekają na nas jeszcze dwa ciosy. Ściślej mówiąc, dwa covery. Crazy Nights (Loudness) i Sleeping In My Car (Roxette). Kto miał w ręku album z coverami, „Skeletons In The Closet”, ten wie, co potrafią zrobić Finowie z każdym kawałkiem. Nie ma się do czego przyczepić, chłopaki wiedzą jak się bawić muzyką i obydwa utwory całkowicie ?zbodomowali?.

Jaki jest więc wniosek? Po której stronie się opowiedzieć? Wydaje mi się, że prawie każdy utwór z „Halo Of Blood” jest swoistym cytatem jakiegoś kawałka z poprzednich płyt, wzbogaconym jednak o coś nowego i świeżego. Wszystko zawarte w odpowiednich proporcjach i wydaje mi się, że nie jest to czcze chwalenie. Children Of Bodom wraca i jestem pewna, że złoi tyłki tym, którzy w nich zwątpili.

 

Aneta Kotynia